Moja opinia o tym piwie miała się pojawić już kilka tygodni temu zaraz po tym jak je wypiłem. Niestety złośliwość rzeczy martwych sprawiła, że tych kilkanaście napisanych zdań zostało permanentnie skasowanych, a jak wiadomo pisać jeszcze raz to samo to katorga. Na całe szczęście najważniejsze elementy degustacji zachowały się w moim notesiku gdzie zawsze zapisuję moje odczucia na temat próbowanego piwa. Dlatego Bednary nie ucieknie przed osądem, a ten będzie surowy, ale sprawiedliwy. Nie jest on niestety pełen zachwytów bo po przelaniu piwa do szkła ukazuje się nam bardzo ładna trwała piana o drobnych pęcherzykach. Po zbliżeniu nosa do szklanki następuje niestety moment konsternacji po spod ładnych tropikalno-żywicznych zapachów uderza nas nieprzyjemny aromat gotowanych warzyw. DMS pełną gębą. Towarzyszy nam do końca degustacji i nie pozwala się cieszyć w pełni piwem, które jest smaczne i dość pełne dzięki dodaniu płatków owsianych. Nawet wyraźna szlachetna goryczka jakoś rozmywa się pod wpływem tego wstrętnego zapachu. Gdyby nie ta wada to mielibyśmy do czynienia z wysokim poziomem, do którego powoli przyzwyczaja nas Bednary. Na domiar złego etykieta jest tutaj jeszcze słabsza niż zazwyczaj. Dla piwnych wegetarian.